W Lądku-Zdroju pisarze nie mają ogonów, ale wielką wyobraźnię. Jaki był 1. Festiwal Literacki Lądek? [FOTO]
Czy wyprawa do Lądka-Zdroju może być równie ekscytująca jak ta do Etiopii? – Wszystko się przyda do powieści – twierdzi Anna Dziewit-Meller. I nie muszą to być nawet książki z tagiem „katastrofa”. 30 pisarek i pisarzy wybrało w majowy weekend nasze uzdrowisko i pierwszy Festiwal Literacki Lądek. Nie oszukujmy się: to ludzie z taką wyobraźnią i wrażliwością, że nie mówiąc prawdy, nie kłamią.
Festiwal wymyślili Tomasz Szostek i Beata Białczak z lądeckiej „Księgarni w Herbaciarni”, a wspiera ich pisarka Sylwia Winnik. To zupełnie wyjątkowe wydarzenie. „Ku pokrzepieniu serc”, jak chciał Sienkiewicz? Raczej z potrzeby serc i rozumów. Co zrobić, żeby nasz region przestał kojarzyć się z katastrofą, także jego mieszkańcom? Zobaczcie program imprezy na 3 maja [szczegóły TUTAJ] i zdjęcia w naszej galerii.
My szczególnie polecamy... wszystko! Najbardziej jednak wydarzenie, które połączy niesamowite opowieści pisarek z tajemniczą Jaskinią Radochowską [tu obowiązują bilety, o które warto spytać w księgarni na ulicy Cienistej 1]. A wcześniej przed Zdrojem Wojciech spotkać można będzie nie tylko Cesarza Pana, ale i ulubionych autorów książek, wręcz celebrytów. Marcin Meller? Radomir Wit? Tomasz Duszyński?
Do nich ustawią się długie kolejki fanów. A wymieniamy tylko trzech panów, bo – mamy takie wrażenie – panie zdominowały festiwal, tak, jak nasze życie. My uczestniczyliśmy w rozmowie, która miała odpowiedzieć na pytanie: „Jak można opisać podróżowanie?”. Już Małgorzata Szumska, pisarka, aktorka i podróżniczka, odczarowała dla nas temat. Turysta czy podróżnik? Liczy się ciekawość świata. Nawet tego wokół.
Joanna Lamparska przyznała, że uczestnicy rozmowy są „zepsuci podróżami”. Tak, oni nie muszą planować urlopów z pracodawcą... Nam zostaje cieszyć się „ziemniakomatami”, którymi mają zachwycać się Amerykanie odwiedzający Polskę. Oni, pisarze i dziennikarze, jadą choćby do Afryki na tzw. dokumentację, skąd wrócił właśnie Marcin Meller. On z kolei wyznał, że nudzą już go takie cuda świata jak katedra w Toledo.
– A kto by przyjeżdżał do Warszawy?! – pytał ten warszawiak z urodzenia, który Lądek-Zdrój odwiedził już nie pierwszy raz. I co teraz? Czy te podróże opisze? – Pisanie to zajęcie, którego nie polecam – przyszła mu w sukurs żona, Anna Dziewit-Meller. – Mam też normalną pracę, bo pisanie to nie jest „normalna” praca – przyznała Małgorzata Szumska. O co więc to całe zamieszanie? ONI przygody przeżywają za nas.
Niby świat się zmienił, stał się dla nas wioską, którą zwiedzamy przez media społecznościowe, ale nadal musi towarzyszyć temu dobra opowieść. Jak w XIX wieku... Podróżnicy, jeśli opisują swoje wyprawy z talentem równym gościom Festiwalu Literacki Lądek, przynajmniej części z nas narzucają swoje wyobrażenia z wypraw, które trwają 7 dni, bo nie z życia tam przez 7 lat. Jaka to różnica? Spytajcie Marcina Mellera.
Božidar Jezernik, który z pewnością będzie gościem którejś z kolejnych edycji imprezy, przytaczał relacje z podróży na Bałkany. „Podobno ludzie mają tam ogony” – informował brytyjskich czytelników dobrze ponad 100 lat temu pewien dzielny eksplorator. Co prawda on sam tego nie widział, ale słyszał takie opowieści. Czyż ten mit nie przetrwał do dziś? Przyjeżdżajcie zatem do Lądka, bo tu pisarze mają wyobraźnię. [kot]
Przeczytaj komentarze (24)
Komentarze (24)
Czas na zmiany.
W polanickim uzdrowisku powstaje nowe centrum wypoczynku. W Kudowie-Zdroju kolejne inwestycje. A w Lądku-Zdroju? W Lądku jak zwykle: dużo obietnic, zero działań. Burmistrz ostatnio „odkrył Amerykę”, stwierdzając, że jeśli nie przyjmiemy pomysłów Wód Polskich, to będziemy w czarnej... no właśnie. Problem w tym, że jesteśmy tam już od dawna.
Jako mieszkaniec Lądka-Zdroju chcę publicznie wyrazić swoje głębokie rozczarowanie brakiem realnych działań ze strony władz miasta. Od wyborów minął rok, od powodzi – dziewięć miesięcy. To wystarczająco dużo czasu, żeby coś się urodziło. A tu? Kompletny zanik tętna – poronienie pomysłów, paraliż decyzyjny i powrót do układów, które miały być zlikwidowane.
W kampanii obiecywano zmiany, audyty, nowe otwarcie. Co dostaliśmy? Tego samego wiceburmistrza, który od 30 lat przegrywał wszystkie wybory, a dziś dalej trzyma władzę. Trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni, żeby powierzyć zarządzanie gminą komuś, kto całe życie spędził w urzędzie, a jego edukacja kończy się na budowie Zetora. Jakim cudem taki człowiek ma być dobrym menadżerem?
Poprzedni burmistrz miał swoje wady — nie potrafił rozmawiać z ludźmi, traktował wszystkich z góry — ale przynajmniej próbował coś zmieniać. Rozbił lokalne pijackie układy, które teraz, dzięki obecnej ekipie, wróciły jak bumerang. To nie jest postęp. To cofnięcie się o lata.
A teraz najlepsze: mnie, obywatela, który miał odwagę krytycznie, ale merytorycznie komentować działania ratusza — zablokowano. Zniknąłem z oficjalnych profili: Lądeckiego Hyde Parku, burmistrza, przewodniczącego rady, nawet niektórzy radni przestali odpisywać na maile. To nie jest demokracja. To próba uciszenia niewygodnych głosów i zamknięcia ust tym, którzy domagają się przejrzystości.
Dlatego apeluję do redakcji doba.pl — jednej z ostatnich niezależnych przestrzeni dla mieszkańców regionu — o publikację tego listu. Niech lądeczanie wiedzą, że zamiast dialogu mamy cenzurę. Że obietnice z kampanii były tylko zasłoną dymną, a dziś rządzą nami ludzie, którym bardziej zależy na wizerunku niż na realnym działaniu.
A że obecny prezes LUK ma dwa stopnie wykształcenia? Gratuluję — ja też mam dwa stopnie, jak wchodzę do domu. Z tą różnicą, że ja nie zarabiam więcej niż prezydent Polski.
Nie zgadzam się na zamiatanie spraw pod dywan. Lądek zasługuje na więcej niż fasadową władzę, PR i stare układy w nowym opakowaniu.
Wspomnienie o "seksie w obozach koncentracyjnych" – jeśli taka tematyka pojawiła się publicznie w kontekście obchodów święta narodowego, to można to uznać za niestosowne lub prowokacyjne, zależnie od kontekstu. Trzeba jednak pamiętać, że badania nad przemocą seksualną w czasie II wojny światowej, w tym w obozach, są poważnym tematem w historiografii, choć rzeczywiście trudnym i bolesnym.
Piłsudski i „to nie konstytucja, to prostytucja” – to znane, choć ostre i dziś kontrowersyjne powiedzenie przypisywane Marszałkowi, odnosiło się rzekomo do konstytucji marcowej z 1921 roku lub do późniejszych ustaw zasadniczych, które według niego nie miały realnego znaczenia wobec praktyki politycznej. Cytat ten bywa przywoływany krytycznie – jako przykład lekceważenia prawa konstytucyjnego przez niektórych przywódców.
Ten człowiek i tak wygra wybory – bo ma poparcie ludzi, doświadczenie i poważanie za granicą. Był w Gabinecie Owalnym u prezydenta Trumpa, czego nikt inny z Polski nie dokonał. Tymczasem Donald Tusk nie tylko nie zbliży się do amerykańskiej sceny politycznej, ale prawdopodobnie nawet nie wjedzie już do USA. Dlaczego? Bo groził prezydentowi… i to symbolicznie „z bronią” – zrobioną z dłoni. Ale proszę spróbować dla żartu powiedzieć słowo „bomba” na lotnisku – od razu człowiek leży na ziemi, zakuty w kajdanki. Takie są zasady.
Żartować to można przy grillu, z kolegami. A nie w polityce – i nie w tak żenujący sposób, jak zrobił to Tusk. Polityk tego formatu powinien wiedzieć lepiej, ale jak widać – nie każdy dorasta do powagi funkcji, o którą się ubiega.
Ludzie Tuska, mentalnie i politycznie wywodzący się z Berlina, próbują domknąć system represji, przywracając klimat komunizmu. Mamy już pokazówkę: robi się aferę z tego, że ktoś legalnie, na mocy aktu notarialnego, kupił 27-metrowe mieszkanie. A tymczasem inny kandydat lekką ręką wydaje trzykrotność tej kwoty na... kibel w Warszawie! Ich bezczelny, łysy poseł ma 14 mieszkań — i cisza. Inni mają jeszcze więcej. Gdzie tu sprawiedliwość?
To nie jest już demokracja. To parodia państwa prawa. To wschodni reżim, jak z Korei Północnej — brakuje tylko kary śmierci jak w Chinach.
13 grudnia — data, która ponownie staje się symbolem upadku. Ten rząd to polityczne szambo. DNO.
Tymczasem mnie — obywatela, który odważył się krytycznie, ale merytorycznie wypowiadać na temat sytuacji w Lądku-Zdroju — zablokowano na oficjalnych profilach Facebookowych: Lądecki Hyde Park, profil burmistrza, przewodniczącego rady miasta, a także niektórzy radni ignorują moje e-maile. Jest to ewidentna próba uciszenia głosu krytyki i ograniczenia wolności wypowiedzi. Nie mam dziś możliwości uczestniczenia w debacie publicznej online, mimo że jako obywatel mam do tego pełne prawo.
Dlatego zwracam się z apelem do redakcji portalu doba.pl — jako jednej z ostatnich niezależnych przestrzeni, gdzie można jeszcze zabierać głos — o publikację tego listu. Niech mieszkańcy Lądka- Zdroju dowiedzą się, że władze blokują niewygodne opinie zamiast podejmować dialog. Nie zgadzam się na zamiatanie spraw pod dywan.
3 maja obchodzimy jedno z najważniejszych świąt narodowych – rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. To dzień, w którym Polska pokazała światu, że potrafi być mądra, nowoczesna i dumna ze swojej wolności. To dzień, w którym nie wypada milczeć.
A dziś, kiedy rządzący pozwalają sobie na ignorowanie historii, musimy mówić jeszcze głośniej. Gdy minister edukacji Barbara Nowacka publicznie mówi o "polskich nazistach" budujących obozy zagłady, a potem jej partyjni koledzy mówią, że to tylko "przejęzyczenie" – nie możemy udawać, że nic się nie stało. Bo jeśli ci, którzy odpowiadają za edukację, nie znają historii – albo ją celowo zniekształcają – to przyszłość młodego pokolenia jest zagrożona.
Nie chcemy Polski, w której patriotyzm to wstyd. Nie chcemy Polski, w której dzieci mają kompleksy wobec kolegów z Zachodu. Nie chcemy Polski, w której klęka się w pas Unii i Berlinowi – zamiast rozmawiać z nimi jak równy z równym, z godnością, z podniesioną głową.
Dlatego 18 maja wybieramy prezydenta. Ale nie figuranta, nie PR-owca. Wybieramy człowieka, który czuje Polskę, rozumie jej historię, zna wartość niepodległości i nie sprzeda jej za stanowisko, za oklaski z Brukseli czy za zdjęcie na czerwonym dywanie.
Niech prezydentem zostanie ten, kto umie mówić: „Polska jest najważniejsza”, a nie ten, kto pokornie spuszcza wzrok na lotnisku w Berlinie.
To nasza Ojczyzna. Jej się nie oddaje, jej się służy.
Od lat powtarzam – Lądek potrzebuje planu. Sensownego, długofalowego, który połączy miasto i Zdrój. Nie symbolicznie, nie na mapie – tylko funkcjonalnie. Tak, żeby obie części działały razem i napędzały się nawzajem, z korzyścią przede wszystkim dla tych, którzy tu prowadzą biznesy. Bo póki co, to wygląda, jakby ktoś chciał, żeby się nie udało.
Druga sprawa – deptanie. Dosłownie i w przenośni. Turyści depczą, bo nie mają gdzie i jak chodzić – infrastruktury brak, pomysłu brak. Mamy Białą Lądecką, mamy rzeki, mostki, przyrodę, klimat – coś, o czym inne miasteczka w Polsce mogą tylko pomarzyć. A u nas? Nawet nie potrafią zrobić porządku z samochodami w rynku, mimo że tuż obok powstał parking. Samochody stoją jak chcą, nawet pod znakami zakazu. I co? Burmistrz przechodzi, wiceburmistrz przechodzi, straż miejska przejeżdża… i nic. Wszyscy udają, że nie widzą – chyba że naprawdę mają bielmo na oczach. Rok minął od wyborów, i co? Lipa. Była kampania – był show, obietnice, bajer, piękne słowa. A teraz? Konopielka wróciła. Reszta świata idzie do przodu – nowe narzędzia, nowe pomysły, nowoczesne podejście. A my? Tu dalej wszystko sierpem i młotem.
Nic
mmmmmmmmmmmWłaśnie o to chodzi — dla wielu z nas to święto ma głębsze znaczenie, związane z historią, tożsamością i wartościami. Jeśli ktoś tego nie czuje, to trudno, ale warto przynajmniej uszanować. Łączenie tego dnia z festiwalem książek czy tematami kompletnie oderwanymi, jak seks, wydaje się po prostu nie na miejscu.”