W Lądku-Zdroju pisarze nie mają ogonów, ale wielką wyobraźnię. Jaki był 1. Festiwal Literacki Lądek? [FOTO]
Czy wyprawa do Lądka-Zdroju może być równie ekscytująca jak ta do Etiopii? – Wszystko się przyda do powieści – twierdzi Anna Dziewit-Meller. I nie muszą to być nawet książki z tagiem „katastrofa”. 30 pisarek i pisarzy wybrało w majowy weekend nasze uzdrowisko i pierwszy Festiwal Literacki Lądek. Nie oszukujmy się: to ludzie z taką wyobraźnią i wrażliwością, że nie mówiąc prawdy, nie kłamią.
Festiwal wymyślili Tomasz Szostek i Beata Białczak z lądeckiej „Księgarni w Herbaciarni”, a wspiera ich pisarka Sylwia Winnik. To zupełnie wyjątkowe wydarzenie. „Ku pokrzepieniu serc”, jak chciał Sienkiewicz? Raczej z potrzeby serc i rozumów. Co zrobić, żeby nasz region przestał kojarzyć się z katastrofą, także jego mieszkańcom? Zobaczcie program imprezy na 3 maja [szczegóły TUTAJ] i zdjęcia w naszej galerii.
My szczególnie polecamy... wszystko! Najbardziej jednak wydarzenie, które połączy niesamowite opowieści pisarek z tajemniczą Jaskinią Radochowską [tu obowiązują bilety, o które warto spytać w księgarni na ulicy Cienistej 1]. A wcześniej przed Zdrojem Wojciech spotkać można będzie nie tylko Cesarza Pana, ale i ulubionych autorów książek, wręcz celebrytów. Marcin Meller? Radomir Wit? Tomasz Duszyński?
Do nich ustawią się długie kolejki fanów. A wymieniamy tylko trzech panów, bo – mamy takie wrażenie – panie zdominowały festiwal, tak, jak nasze życie. My uczestniczyliśmy w rozmowie, która miała odpowiedzieć na pytanie: „Jak można opisać podróżowanie?”. Już Małgorzata Szumska, pisarka, aktorka i podróżniczka, odczarowała dla nas temat. Turysta czy podróżnik? Liczy się ciekawość świata. Nawet tego wokół.
Joanna Lamparska przyznała, że uczestnicy rozmowy są „zepsuci podróżami”. Tak, oni nie muszą planować urlopów z pracodawcą... Nam zostaje cieszyć się „ziemniakomatami”, którymi mają zachwycać się Amerykanie odwiedzający Polskę. Oni, pisarze i dziennikarze, jadą choćby do Afryki na tzw. dokumentację, skąd wrócił właśnie Marcin Meller. On z kolei wyznał, że nudzą już go takie cuda świata jak katedra w Toledo.
– A kto by przyjeżdżał do Warszawy?! – pytał ten warszawiak z urodzenia, który Lądek-Zdrój odwiedził już nie pierwszy raz. I co teraz? Czy te podróże opisze? – Pisanie to zajęcie, którego nie polecam – przyszła mu w sukurs żona, Anna Dziewit-Meller. – Mam też normalną pracę, bo pisanie to nie jest „normalna” praca – przyznała Małgorzata Szumska. O co więc to całe zamieszanie? ONI przygody przeżywają za nas.
Niby świat się zmienił, stał się dla nas wioską, którą zwiedzamy przez media społecznościowe, ale nadal musi towarzyszyć temu dobra opowieść. Jak w XIX wieku... Podróżnicy, jeśli opisują swoje wyprawy z talentem równym gościom Festiwalu Literacki Lądek, przynajmniej części z nas narzucają swoje wyobrażenia z wypraw, które trwają 7 dni, bo nie z życia tam przez 7 lat. Jaka to różnica? Spytajcie Marcina Mellera.
Božidar Jezernik, który z pewnością będzie gościem którejś z kolejnych edycji imprezy, przytaczał relacje z podróży na Bałkany. „Podobno ludzie mają tam ogony” – informował brytyjskich czytelników dobrze ponad 100 lat temu pewien dzielny eksplorator. Co prawda on sam tego nie widział, ale słyszał takie opowieści. Czyż ten mit nie przetrwał do dziś? Przyjeżdżajcie zatem do Lądka, bo tu pisarze mają wyobraźnię. [kot]
Przeczytaj komentarze (38)
Komentarze (38)
Dziękuję wszystkim Czytelnikom portalu Doba.pl za uwagę i zainteresowanie moimi publikacjami. Uważam, że Doba.pl to dziś jedno z nielicznych miejsc w polskim internecie, gdzie jeszcze można swobodnie wyrażać swoje poglądy – bez cenzury, bez ingerencji w treść, bez narzucania narracji. To prawdziwy przykład wolnych mediów – a przecież właśnie o to chodzi w demokracji: by każdy mógł się wypowiedzieć, niezależnie od poglądów czy pozycji społecznej.
Kończąc moje rozważania na temat mieszkań i majątków polityków, pozostawiam ocenę Państwu, Czytelnikom. Przykładów jest wiele:
Poseł Robert Kropiwnicki (PO) – 12 mieszkań.
„Szynszyl” – 6 mieszkań.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia – działka o powierzchni ponad 15 000 m², z ruderą wycenioną na 900000 złotych.
Rodzina Myrchów – domy, mieszkania i dalsze korzyści z kancelarii oraz pracy w Sejmie.
Minister Bodnar – mieszkanie wpisane w księdze wieczystej o wartości ponad 2 miliony złotych.
To tylko wierzchołek góry lodowej. Taki obraz naszych elit musi budzić refleksję. Czy takie osoby mogą dziś wiarygodnie reprezentować zwykłych obywateli?
W tym kontekście warto przypomnieć, że data 13 grudnia, wybrana przez obecną koalicję na dzień rozpoczęcia rządów, jest dla wielu symbolem zniewolenia – to przecież rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Czy naprawdę chcemy wracać do czasów, w których „władza wie lepiej”?
Dlatego apeluję: 18 maja wybierajmy sercem Polaka, a nie sercem „Europejczyka” – bo nie istnieje coś takiego jak państwo „Europa”. To fikcja, która służy często jako zasłona dymna dla współczesnej targowicy.
W obliczu ostatnich wydarzeń warto postawić pytanie, które dla wielu brzmi jak prowokacja, ale dla coraz większej liczby obywateli – jak realna obawa: czy Polska ma zostać wasalem Unii Europejskiej i de facto niemiecką kolonią?
Historia lubi się powtarzać. W 1939 roku Niemcy zabrali nam nie tylko wolność, ale i złoto. Dziś nie muszą zrzucać bomb – wystarczą decyzje urzędników w Brukseli, polityczne układy i medialne nagonki. Mamy dziś 509 ton złota – czy znów ktoś ostrzy sobie na nie zęby?
W tym samym czasie obserwujemy brutalną nagonkę na człowieka, który w swoim życiu przeszedł piekło. Mieszkanie, które zdobył dzięki pomocy przyjaciół, akt notarialny, wpisane wielokrotnie do oświadczeń majątkowych, sprawdzane przez służby – dziś jest pretekstem do ataku, bo ten człowiek ośmielił się kandydować na prezydenta. Dla nich to wystarczający powód, by go zniszczyć.
Ale hipokryzja sięga zenitu, gdy spojrzymy na tych, którzy dziś grzmią o praworządności. Marszałek rotacyjny – polityczny klaun – ma działkę 1,5 ha na Podlasiu, kupioną za 20 tys. zł (75 groszy za metr). Nie wpisał jej do oświadczenia. Cisza.
Rzecznik „demokracji” Adam Bodnar – w księdze wieczystej widnieje jako współwłaściciel mieszkania wartego ponad 2,5 miliona zł. Od 12 lat. Nie wpisał do oświadczenia. Cisza.
A służby, które potrafią cofnąć certyfikat bezpieczeństwa za literówkę, tu nie widzą nic podejrzanego? Dziwne? Nie – bardzo dziwne.
Rafał Trzaskowski – obiecuje lokatorom, że po remoncie wrócą do kamienicy. A potem wyrzuca 40 rodzin, by sprzedać budynek deweloperowi finansującemu jego kampanię. I nikt nie krzyczy o oszustwie, o wyłudzeniu. Bo to ich człowiek, ich standardy „praworządności”.
Na końcu – Donald Tusk. Człowiek, który z uśmiechem obalił rząd Jana Olszewskiego, przez lata zwalczał patriotów, dziś wraca jako wyrocznia. Dla niego Polska to „nienormalność”. Sam przyznał, że był bity przez ojca. Może za mało? Może za mało, by wpoił mu miłość do ojczyzny. Bo dziś widać, że do patriotyzmu Tusk ma równie daleko, jak do pokory.
To nie są już tylko polityczne rozgrywki. To jest nowa Targowica. Ludzie, którzy żyją w Polsce, ale nigdy nie byli Polakami. Którzy gotowi są sprzedać każdy kawałek tej ziemi, każdą wartość – byle tylko przypodobać się zagranicznym mocodawcom.
Pytam więc jasno: czy mamy być narodem dumnych obywateli, czy niewolników Berlina i Brukseli?
Rak
Z drugiej strony – pan Jakubiak, pan Bartoszewicz , pan Nawrocki – tu przynajmniej człowiek widzi jakieś światełko rozsądku.
Na koniec tylko jedno: Boże, uchowaj Polskę przed głupotą, zdradą i politycznymi sprzedawczykami. z Qurwalicji 13 grudnia
To miejsce z ogromnym potencjałem – z historią, klimatem i wodami, które mogłyby przyciągać kuracjuszy z całej Europy. Zamiast tego mamy obraz miejscowości, która od lat wygląda tak samo: obdrapane elewacje, brak spójnej wizji rozwoju, marazm i prowizorka.
Rządzący? Od lat bez zielonego pojęcia. Bez pomysłów, bez odwagi, bez strategii – tylko ładne hasła na papierze, które nie przekładają się na rzeczywistość.
Tymczasem Lądek-Zdrój zasługuje na więcej. Powinien być marką samą w sobie. Kojarzyć się z klasą, luksusem, jakością. Miejscem, gdzie zdrowie i kultura idą w parze – prawdziwym uzdrowiskiem 5-gwiazdkowym, nie tylko z nazwy.
No super, że coś w końcu zaczęli robić w rynku w Lądku. Światełka, kosteczka, ławeczki – na pierwszy rzut oka niby pięknie. Ale wystarczy otworzyć oczy szerzej, żeby zobaczyć, że dalej tam panuje totalny burdel. Samochody stoją gdzie chcą – na zakazach, w zatoczkach, pod znakami. I to nie jeden czy dwa – tylko cały cyrk. Przejechać trudno, przejść jeszcze gorzej. A kto za to odpowiada?
No właśnie – wygląda na to, że rządzi tu ktoś, kto z miejską organizacją ruchu ma tyle wspólnego, co dyrektor od zapałek z zarządzaniem przestrzenią publiczną. Zero pomysłu, zero nadzoru, za to pełna beztroska. Jakby codziennie budzili się z zaskoczeniem, że rynek to jednak nie parking dla swoich znajomych.
To nie kwestia "jeszcze się robi" – to kwestia braku jaj i kompetencji. Codziennie trzeba walić z grubej rury, bo z prostactwem i nieudolnością nie da się inaczej. Róbcie sobie te swoje ozdóbki i tabliczki, ale zacznijcie od podstaw – porządek, kontrola, egzekwowanie prawa. Inaczej ten "nowy rynek" stanie się tylko świeżo wyremontowanym wstydem Lądka.
I jeszcze jedno – nie liczcie na to, że ludzie będą wiecznie milczeć. Im ładniej z zewnątrz, tym większa hipokryzja, kiedy w środku śmierdzi bezradnością.
Ci ludzie, którzy chcą nam – mieszkańcom – coś układać i doradzać, często sami w życiu prywatnym nie osiągnęli nic konkretnego. Jak więc mogą podejmować decyzje za innych? Ich własne życie to jeden wielki zakręt.
Ja się nie boję mówić, co myślę. Może właśnie ja mam odwagę wyrażać głos wielu mieszkańców. I zapewniam – jedynej rzeczy, której się naprawdę boję, to Baba Jaga :)
Jeszcze raz dziękuję redakcji Doba.pl za to, że nie jestem cenzurowany i mogę dzielić się swoimi opiniami. A przy okazji – serdecznie pozdrawiam wszystkich, także tych, którzy mnie czytają za moim pośrednictwem.
I teraz najlepsze: dlaczego? Bo zbrodni dokonywali "naziści", a nie "Niemcy". No jasne! W czasie wojny Niemców w Niemczech nie było. Wszyscy wyjechali na urlop, a kraj przejęli anonimowi naziści. Prawdopodobnie importowani z kosmosu.
Czyli co? Czołgi z literką „W” pod Berlinem jechały z Marsa? Bomby nad Warszawą zrzucali Wenusjanie? A obozy śmierci to chyba budowali kosmici z planety SS-129?
Więc skoro to nie Niemcy, to z jakiej paki mają płacić? No właśnie — z żadnej paki! Bo paki były pełne nazistów, a teraz puste i temat zamknięty. A my? My możemy sobie co najwyżej napisać petycję... do gwiazdy śmierci.
Lead:
Premier Tusk odpalił bombę, ale to dopiero początek. Gdy jedni krzyczą o odpowiedzialności Kaczyńskiego, inni chowają głowy w piasek, licząc, że nikt nie zapyta o Moskwę, haki i majątki poza oświadczeniami. A powinien. Bo prawda zaczyna śmierdzieć... i to z każdej strony sceny politycznej.
Premier Donald Tusk uderzył w Jarosława Kaczyńskiego z grubej rury. W czwartek opublikował w serwisie X mocny wpis:
„O wszystkim wiedziałeś, Jarosławie. O związkach z gangsterami, o ‘załatwianiu dziewczyn’, o apartamencie miłości w Muzeum II Wojny Światowej, o wyłudzeniu mieszkania i innych sprawach pozostających wciąż w ukryciu. Cała odpowiedzialność za tę katastrofę spada na ciebie!”
Tusk powiedział to, o czym wielu mówiło po cichu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. I teraz pora zapytać otwarcie:
Dlaczego ten „tygrysek” nagle skulił ogon? Boi się, że hejter przypomni Moskwę? Bo tam działy się rzeczy, które dziś mogą być bronią. Tamra — aktywna aż za bardzo, a wszystko ponoć nagrywane. Materiały, które dziś służą jako haki. Kto ma nagrania, ten rządzi.
Brzmi jak teoria spiskowa?
To obejrzyjcie „Ojca chrzestnego”. Scena z senatorem to nie kino. To podręcznik mafijny — i niestety, także dla naszej rzeczywistości. Polska wersja? Wystarczy wspomnieć 13 grudnia.
Ale idźmy dalej.
Dlaczego politycy nie ujawniają wszystkiego w oświadczeniach majątkowych?
Sprawdźcie księgi wieczyste. Tam widnieją nieruchomości ludzi takich jak Hołownia, Myrcha, Gajewska, Bodnar i inni. W księdze są — ale w oświadczeniach? Często ani słowa.
Czemu? Przecież to obowiązek.
A jeśli coś ukrywają, to nie ma co owijać w bawełnę: to jest kradzież.
Cicha, zorganizowana, polityczna. Ale nadal — kradzież.
Od kiedy ogłoszono, że papieżem został Amerykanin, lewicowe środowiska dostały szału. Internet huczy, a krytyka płynie z tych samych źródeł, które zawsze mają problem z konserwatywnym podejściem do wiary i wartości.
Warto przypomnieć słowa wiceprezydenta J.D. Vance’a z 29 stycznia (Fox News):
„Istnieje chrześcijańska koncepcja, że kochasz swoją rodzinę, potem sąsiada, potem społeczność, potem współobywateli, a na końcu świat. Wielu skrajnych lewicowców całkowicie to odwróciło.”
I co się dzieje? Oburzenie. Jeszcze jako kardynał, obecny papież skomentował to na portalu X:
„J.D. Vance się myli: Jezus nie prosi nas o ocenę naszej miłości do innych.”
Ale pytam szczerze – co w tej wypowiedzi Vance’a jest niby złego? Przecież to zdrowy rozsądek. Naturalne, że najpierw dbamy o rodzinę, potem o sąsiadów i wspólnotę lokalną, a dopiero później o resztę świata. To nie egoizm – to odpowiedzialność. Nie można kochać „wszystkich”, ignorując tych najbliżej.
Tyle że dla postępowej lewicy wszystko, co ma chrześcijańskie korzenie, z automatu jest podejrzane albo „niewłaściwe”. Zdrowe myślenie o miłości, porządku moralnym czy patriotyzmie? Lepiej to ośmieszyć, odwrócić, zakrzyczeć.
Zresztą coś podobnego dało się zauważyć i w Lądku-Zdroju. Podczas obchodów Święta Konstytucji 3 Maja, w wypowiedziach niektórych zaproszonych pisarek lewackie poglądy przebijały się bardzo wyraźnie. Gdy była okazja, by mówić o historii, wspólnocie i patriotyzmie – pojawiały się aluzje do seksu, a o miłości do ojczyzny było albo „ociupinkę”, albo wcale. Jakby patriotyzm był czymś wstydliwym albo nie na czasie.
Lewica nie musi się z nami zgadzać. Ale może chociaż przestać udawać, że zdrowy rozsądek i tradycyjne wartości to przejaw „ciemnogrodu”.
Czasem świat potrafi zaskoczyć miłym zbiegiem okoliczności. Okazuje się, że nowo wybrany papież dzieli ze mną jedną z największych pasji mojego życia – grę w tenisa. Tenis to nie tylko sport. To szachy na korcie, gra umysłów i charakterów. Trzeba mieć refleks, ale i cierpliwość. Kondycję, ale i strategię. Nie bez powodu mawia się, że to sport ludzi myślących.
Sam amatorsko grałem przez ponad 15 lat. Zdarzały się i drobne sukcesy – największy to chyba drugie miejsce w mikście w mistrzostwach Wrocławia, które zdobyłem grając z własną córką. To było coś więcej niż medal – to wspomnienie na całe życie.
Dziś już nie gram, lata lecą, a rakieta spoczywa na półce. Ale serce wciąż bije szybciej, gdy oglądam dobry mecz, a każda informacja o kimś, kto także dostrzega w tenisie coś więcej niż tylko odbijanie piłki – jak nowy papież – budzi mój uśmiech i cichy respekt.
Miło wiedzieć, że nawet na najwyższych szczeblach duchowości znajdą się ci, którzy kochają sport z głębi serca. Bo pasje nas nie dzielą – one łączą.
Czas na zmiany.
W polanickim uzdrowisku powstaje nowe centrum wypoczynku. W Kudowie-Zdroju kolejne inwestycje. A w Lądku-Zdroju? W Lądku jak zwykle: dużo obietnic, zero działań. Burmistrz ostatnio „odkrył Amerykę”, stwierdzając, że jeśli nie przyjmiemy pomysłów Wód Polskich, to będziemy w czarnej... no właśnie. Problem w tym, że jesteśmy tam już od dawna.
Jako mieszkaniec Lądka-Zdroju chcę publicznie wyrazić swoje głębokie rozczarowanie brakiem realnych działań ze strony władz miasta. Od wyborów minął rok, od powodzi – dziewięć miesięcy. To wystarczająco dużo czasu, żeby coś się urodziło. A tu? Kompletny zanik tętna – poronienie pomysłów, paraliż decyzyjny i powrót do układów, które miały być zlikwidowane.
W kampanii obiecywano zmiany, audyty, nowe otwarcie. Co dostaliśmy? Tego samego wiceburmistrza, który od 30 lat przegrywał wszystkie wybory, a dziś dalej trzyma władzę. Trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni, żeby powierzyć zarządzanie gminą komuś, kto całe życie spędził w urzędzie, a jego edukacja kończy się na budowie Zetora. Jakim cudem taki człowiek ma być dobrym menadżerem?
Poprzedni burmistrz miał swoje wady — nie potrafił rozmawiać z ludźmi, traktował wszystkich z góry — ale przynajmniej próbował coś zmieniać. Rozbił lokalne pijackie układy, które teraz, dzięki obecnej ekipie, wróciły jak bumerang. To nie jest postęp. To cofnięcie się o lata.
A teraz najlepsze: mnie, obywatela, który miał odwagę krytycznie, ale merytorycznie komentować działania ratusza — zablokowano. Zniknąłem z oficjalnych profili: Lądeckiego Hyde Parku, burmistrza, przewodniczącego rady, nawet niektórzy radni przestali odpisywać na maile. To nie jest demokracja. To próba uciszenia niewygodnych głosów i zamknięcia ust tym, którzy domagają się przejrzystości.
Dlatego apeluję do redakcji doba.pl — jednej z ostatnich niezależnych przestrzeni dla mieszkańców regionu — o publikację tego listu. Niech lądeczanie wiedzą, że zamiast dialogu mamy cenzurę. Że obietnice z kampanii były tylko zasłoną dymną, a dziś rządzą nami ludzie, którym bardziej zależy na wizerunku niż na realnym działaniu.
A że obecny prezes LUK ma dwa stopnie wykształcenia? Gratuluję — ja też mam dwa stopnie, jak wchodzę do domu. Z tą różnicą, że ja nie zarabiam więcej niż prezydent Polski.
Nie zgadzam się na zamiatanie spraw pod dywan. Lądek zasługuje na więcej niż fasadową władzę, PR i stare układy w nowym opakowaniu.
Ten człowiek i tak wygra wybory – bo ma poparcie ludzi, doświadczenie i poważanie za granicą. Był w Gabinecie Owalnym u prezydenta Trumpa, czego nikt inny z Polski nie dokonał. Tymczasem Donald Tusk nie tylko nie zbliży się do amerykańskiej sceny politycznej, ale prawdopodobnie nawet nie wjedzie już do USA. Dlaczego? Bo groził prezydentowi… i to symbolicznie „z bronią” – zrobioną z dłoni. Ale proszę spróbować dla żartu powiedzieć słowo „bomba” na lotnisku – od razu człowiek leży na ziemi, zakuty w kajdanki. Takie są zasady.
Żartować to można przy grillu, z kolegami. A nie w polityce – i nie w tak żenujący sposób, jak zrobił to Tusk. Polityk tego formatu powinien wiedzieć lepiej, ale jak widać – nie każdy dorasta do powagi funkcji, o którą się ubiega.
Ludzie Tuska, mentalnie i politycznie wywodzący się z Berlina, próbują domknąć system represji, przywracając klimat komunizmu. Mamy już pokazówkę: robi się aferę z tego, że ktoś legalnie, na mocy aktu notarialnego, kupił 27-metrowe mieszkanie. A tymczasem inny kandydat lekką ręką wydaje trzykrotność tej kwoty na... kibel w Warszawie! Ich bezczelny, łysy poseł ma 14 mieszkań — i cisza. Inni mają jeszcze więcej. Gdzie tu sprawiedliwość?
To nie jest już demokracja. To parodia państwa prawa. To wschodni reżim, jak z Korei Północnej — brakuje tylko kary śmierci jak w Chinach.
13 grudnia — data, która ponownie staje się symbolem upadku. Ten rząd to polityczne szambo. DNO.
Tymczasem mnie — obywatela, który odważył się krytycznie, ale merytorycznie wypowiadać na temat sytuacji w Lądku-Zdroju — zablokowano na oficjalnych profilach Facebookowych: Lądecki Hyde Park, profil burmistrza, przewodniczącego rady miasta, a także niektórzy radni ignorują moje e-maile. Jest to ewidentna próba uciszenia głosu krytyki i ograniczenia wolności wypowiedzi. Nie mam dziś możliwości uczestniczenia w debacie publicznej online, mimo że jako obywatel mam do tego pełne prawo.
Dlatego zwracam się z apelem do redakcji portalu doba.pl — jako jednej z ostatnich niezależnych przestrzeni, gdzie można jeszcze zabierać głos — o publikację tego listu. Niech mieszkańcy Lądka- Zdroju dowiedzą się, że władze blokują niewygodne opinie zamiast podejmować dialog. Nie zgadzam się na zamiatanie spraw pod dywan.
Wspomnienie o "seksie w obozach koncentracyjnych" – jeśli taka tematyka pojawiła się publicznie w kontekście obchodów święta narodowego, to można to uznać za niestosowne lub prowokacyjne, zależnie od kontekstu. Trzeba jednak pamiętać, że badania nad przemocą seksualną w czasie II wojny światowej, w tym w obozach, są poważnym tematem w historiografii, choć rzeczywiście trudnym i bolesnym.
Piłsudski i „to nie konstytucja, to prostytucja” – to znane, choć ostre i dziś kontrowersyjne powiedzenie przypisywane Marszałkowi, odnosiło się rzekomo do konstytucji marcowej z 1921 roku lub do późniejszych ustaw zasadniczych, które według niego nie miały realnego znaczenia wobec praktyki politycznej. Cytat ten bywa przywoływany krytycznie – jako przykład lekceważenia prawa konstytucyjnego przez niektórych przywódców.
3 maja obchodzimy jedno z najważniejszych świąt narodowych – rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. To dzień, w którym Polska pokazała światu, że potrafi być mądra, nowoczesna i dumna ze swojej wolności. To dzień, w którym nie wypada milczeć.
A dziś, kiedy rządzący pozwalają sobie na ignorowanie historii, musimy mówić jeszcze głośniej. Gdy minister edukacji Barbara Nowacka publicznie mówi o "polskich nazistach" budujących obozy zagłady, a potem jej partyjni koledzy mówią, że to tylko "przejęzyczenie" – nie możemy udawać, że nic się nie stało. Bo jeśli ci, którzy odpowiadają za edukację, nie znają historii – albo ją celowo zniekształcają – to przyszłość młodego pokolenia jest zagrożona.
Nie chcemy Polski, w której patriotyzm to wstyd. Nie chcemy Polski, w której dzieci mają kompleksy wobec kolegów z Zachodu. Nie chcemy Polski, w której klęka się w pas Unii i Berlinowi – zamiast rozmawiać z nimi jak równy z równym, z godnością, z podniesioną głową.
Dlatego 18 maja wybieramy prezydenta. Ale nie figuranta, nie PR-owca. Wybieramy człowieka, który czuje Polskę, rozumie jej historię, zna wartość niepodległości i nie sprzeda jej za stanowisko, za oklaski z Brukseli czy za zdjęcie na czerwonym dywanie.
Niech prezydentem zostanie ten, kto umie mówić: „Polska jest najważniejsza”, a nie ten, kto pokornie spuszcza wzrok na lotnisku w Berlinie.
To nasza Ojczyzna. Jej się nie oddaje, jej się służy.
Od lat powtarzam – Lądek potrzebuje planu. Sensownego, długofalowego, który połączy miasto i Zdrój. Nie symbolicznie, nie na mapie – tylko funkcjonalnie. Tak, żeby obie części działały razem i napędzały się nawzajem, z korzyścią przede wszystkim dla tych, którzy tu prowadzą biznesy. Bo póki co, to wygląda, jakby ktoś chciał, żeby się nie udało.
Druga sprawa – deptanie. Dosłownie i w przenośni. Turyści depczą, bo nie mają gdzie i jak chodzić – infrastruktury brak, pomysłu brak. Mamy Białą Lądecką, mamy rzeki, mostki, przyrodę, klimat – coś, o czym inne miasteczka w Polsce mogą tylko pomarzyć. A u nas? Nawet nie potrafią zrobić porządku z samochodami w rynku, mimo że tuż obok powstał parking. Samochody stoją jak chcą, nawet pod znakami zakazu. I co? Burmistrz przechodzi, wiceburmistrz przechodzi, straż miejska przejeżdża… i nic. Wszyscy udają, że nie widzą – chyba że naprawdę mają bielmo na oczach. Rok minął od wyborów, i co? Lipa. Była kampania – był show, obietnice, bajer, piękne słowa. A teraz? Konopielka wróciła. Reszta świata idzie do przodu – nowe narzędzia, nowe pomysły, nowoczesne podejście. A my? Tu dalej wszystko sierpem i młotem.
Nic
mmmmmmmmmmmWłaśnie o to chodzi — dla wielu z nas to święto ma głębsze znaczenie, związane z historią, tożsamością i wartościami. Jeśli ktoś tego nie czuje, to trudno, ale warto przynajmniej uszanować. Łączenie tego dnia z festiwalem książek czy tematami kompletnie oderwanymi, jak seks, wydaje się po prostu nie na miejscu.”