Tylko OK?! Julia Pietrucha i Marta Zalewska dały przecudny koncert! We Włodowicach naprawdę „Dzieje się”

dzisiaj, 5 godz temu 364 0

Festiwal „Dzieje się” nie zaskakuje. Dzieje się na nim to, czego można było się spodziewać. To nie są zwyczajne wydarzenia, ale WYDARZENIA. Takim też był koncert Julii Pietrucha i Marty Zalewskiej we Włodowicach. Wszystko, co teraz o nim przeczytacie, będzie banałem. Zastanówcie się zatem, czy warto zacząć czytać.

Projekt „Neonova” firmowany przez obie artystki znamy z płyty już niemal rok. Zaintrygował nas, ale nie zachwycił. Ta słodycz... Ale przekaz, który poniósł się 15 czerwca po Wzgórzach Włodzickich, to już były sól i pieprz muzyki. „Kraina Łagodności”? W najmniejszym stopniu. To był manifest artystek pewnych siły kobiecości. – Tak, jesteśmy piękne i co pan nam zrobi? – zdawały się mówić. Nie było wyboru: poddaliśmy się.

Wszystko było perfekcyjne! Każdy dźwięk, każde słowo. A obie panie mówiły dużo, ale nie „paplały”. Po prostu czarowały! Towarzyszył im na gitarach Maciej Papalski. – Mężczyźni także są bardzo ważni... – oceniła Julia Pietrucha, która wcześniej zdradziła tajemnicę. Skąd kobiety czerpią siłę? Siadają naprzeciwko siebie, chwytają się za ręce i tak ją sobie przekazują. Banał? Tak, gdy my to piszemy. Nie, gdy one to mówią.

Z ust Marty Zalewskiej nie schodził uśmiech, mimo że na scenę weszła o kulach. Nie zawracała nam głowy swoim niedawnym wypadkiem i cierpieniem [wyobraźcie sobie jakiegoś faceta na jej miejscu...].  Granie? – To nasz zawód, ale jest też naszą pasją – tłumaczyła. No dobrze, ale co grają? Pani Marta wyjaśniła, że tworzą „folk-country'owy zespół”. Zupełnie się do tej etykietki nie przywiązujcie. To tylko kanwa ich podróży.

Chcielibyście z nimi wybrać się do „Batumi”. Ten utwór Filipinek, znany jeszcze naszym rodzicom czy dziadkom, w wykonaniu Pietruchy i Zalewskiej zabrzmiał tak, jakby miał trafić na współczesne listy przebojów. Nie ma obaw, nie trafi. Stał się po prostu zbyt ciekawy. Publiczność to doceniła. Zresztą, nie było tam przypadkowych gości. Przed scenę we Włodowicach 112a nie da się tak po prostu wpaść. To podróż.

I tak moglibyśmy bez końca. Obie panie śpiewają jak anioły. Gotowi jesteśmy przysiąc, że w pewnym momencie nad głową Julii Pietruchy ukazała się aureola [mamy dowód: nie ma po tym śladu na zdjęciach, musiało być to zatem zjawisko nadprzyrodzone]. A jak ona się uśmiecha, jak gwiżdże... I przy tym mówi, jak dobrze gospodarze ich nakarmili [ten motyw wracał zresztą nie raz]. Obie to 100 procent naturalnego piękna.

Autorowi tego tekstu zwykle zarzuca się, że „się czepia”. Teraz już usłyszał, że uroda artystek zawróciła mu w głowie. Bez wątpienia, ale... Pozwolimy sobie zatem na seksistowską uwagę. Pięknych kobiet nie brakuje, ale tak śpiewających, grających na przeróżnych instrumentach, potrafiących utrzymać – choć niespieszną – dynamikę koncertu, dbających z zadziwiającą lekkością o każdy dźwięk i gest, ze świecą szukać.

A czego jeszcze możemy być uczestnikami na Festiwalu „Dzieje się”? Szczegóły TUTAJ. Który raz za to WYDARZENIE dziękujemy Beacie Kłossowskiej-Tyszce? Na niedzielny koncert jechaliśmy blisko 60 kilometrów. W jedną stronę... Nawigacja poprowadziła nas jakimiś leśnymi drogami... I nie żałujemy! Jeśli nie chcecie wybrać się w podróż, udawajcie, że nie wiecie o tej imprezie. I narzekajcie: nic się nie dzieje! [kot]

Dodaj komentarz

Komentarze (0)